niedziela, 13 września 2009

czasem

Czasami to się zdarza. Brak sił. Ból. Ból wszystkiego – rąk, nóg, głowy – nie jakiś specjalnie silny, na tyle jednak wyraźny, aby uniemożliwić normalne funkcjonowanie. Wstają rano z łóżka i wydaje mi się, że jest wszystko w porządku, ale potem biorę prysznic i nagle odkrywam, że nie mam już siły, że już wyczerpałam cały zapas. I czuję się raczej tak, jakby dzień miał już się skończyć. Czasem łapię się na tym, że moje ciało zapomina oddychać. Muszę wziąć potem głęboki wdech, żeby na powrót napełnić płuca powietrzem.
Czasem się to zdarza. Ostatnio trochę częściej.
Zmęczenie. I przychodzą mi wtedy do głowy takie myśli – że powinnam coś zmienić, najlepiej już, zaraz. Ale potem głos rozsądku podpowiada, żebym nie działała gwałtownie, że powinnam jeszcze trochę poczekać. Że jestem zmęczona i to minie, a wtedy mogę żałować podjętych decyzji, a tych decyzji prawdopodobnie nie da się tak łatwo cofnąć.
Że być może całe to moje zmęczenie jest reakcją na sytuację, którą zwykle określam krótko: „w porządku” (Co u was? – W porządku. Koniec tematu). Może powinnam znaleźć w sobie odwagę, aby zacząć rozmowę i doprowadzić ją do końca. Czasem po cichu żałuję, że zamieszkaliśmy razem i tęsknię za okresem, kiedy każde miało swój własny dom, a spotkania służyły temu, żeby naprawdę spędzać razem czas.