poniedziałek, 5 grudnia 2011

upierdliwy koniec jesieni

Żeby tak się wreszcie ogarnąć. Zrobić długo odkładane porządki, wypastować buty, umówić się do lekarza. Mieć jakiś plan. I go realizować. Właśnie - realizować. Wstać rano i zacząć dobrze dzień. Nie spóźnić się do pracy. Napisać pierwsze zdanie. Skoncentrować się na jednej wykonywanej czynności...
Lista życzeń nie ma końca. Wyjątkowo źle znoszę tę jesień. Nie mam energii. Nie mogę się za nic zabrać, a jak już zacznę, porzucam czynności w połowie. Wszystko wokół mnie jest rogrzebane i zniechęcające. Chciałabym, żeby już spadł pierwszy śnieg, żeby ukrył brud i szarość, rozświetlił wieczny półmrok. Ale na myśl o tym, że będzie to oznaczało odkopywanie samochodu spod zasp śniegu, odechciewa mi się... No i jak tu ze sobą wytrzymać?