czwartek, 26 listopada 2009

koniec

Koniec zawsze jest zaskoczeniem. Czasem jednak można się na niego lepiej przygotować. Ale raczej rzadko.
Może być tak, że rano, przechodząc przez jezdnię na zielonym świetle, zostanie się przejechanym przez dźwig. Brzmi absurdalnie, prawda? W śmierci jest coś absurdalnego. Unieważnia i deprecjonuje całe to zamieszanie, jakie wokół siebie czynimy, nasze wysiłki.
Ta kobieta, która dziś rano leżała martwa za granatowym policyjnym parawanem, którą na przejściu dla pieszych rozjechał 20-tonowy dźwig. Pewnie miała jakieś plany. Terminy, których należy dotrzymać. Może rano pokłóciła się z mężem albo nie zdążyła zadzwonić do matki. Wszystko nagle przerwane w pół zdania. Wciąż na wdechu.
I już nie ma ciągu dalszego.
A przynajmniej nie tu.
Może to ta świeżo rozpoczęta czwarta dekada mnie tak nastroiła, a może wreszcie zrozumiałam, że szkoda czasu na złe nastroje, na złość. Nie wiem, ile jeszcze będę żyła. Czasu i tak jest bardzo mało.

niedziela, 22 listopada 2009

urodziny. 30.

tak. to dziś.
dobrze się czuję ze swoim wiekiem i nie uważam, ze zero z tyłu w dwucyfrowej metryce to przełom. na szczęście z wiekiem przybywa mi doświadczenia i - mam nadzieję - mądrości. a jednak, kiedy przyjaciółka powitała mnie okrzykiem "Witamy w czwartej dekadzie!" przez trzy sekundy nie wiedziałam co powiedzieć...

od P. dostałam piękny naszyjnik i bransoletkę. mój narzeczony czasami troszeczkę mnie rozpieszcza...