środa, 29 lutego 2012

pragnienie

Coś miało się wydarzyć, był jakiś plan, ale spalił na panewce.
Skrzynka mailowa jest pusta, a tak bardzo chciałabym zobaczyć w niej wiadomość.
Czekałam na dobre wieści, a one okazały się średnie.
To jeden z tych dni, kiedy miało być bardzo dobrze, a jest tak sobie. Nawet trochę gorzej niż przeciętnie. Nie przydarzył się żaden wielki smutek, ani żadna wielka radość. I niby tak jest dobrze, ale tak bardzo potrzebowałabym, żeby ktoś ze mną porozmawiał...

niedziela, 26 lutego 2012

od środka

Czasem jest tak, że dzień, który zapowiada się bardzo dobrze albo przynajmniej nieźle, nagle rozpada się i psuje, a powody takiego zwrotu są niezrozumiałe. Z pozoru nic się nie wydarza, ale przestaje ci się chcieć i popadasz w apatię. Wszystko, na co do tej pory patrzyłeś z nadzieją, przestaje być doskonałe, i pojawia się pewność, że to nie zadziała. Właściwie dziwisz się sobie, że wcześniej tego nie zauważyłeś.
Może to tak, jak z dojrzałym owocem - kiedy osiąga najpełniejszy smak, soczystość, kolor, niepostrzeżenie zaczyna się psuć. Wygląda jeszcze całkiem nieźle, ale kiedy po niego sięgniesz, poczujesz, że od środka zaczął gnić.

Jestem sama w domu i próbuję uratować ten dzień przyglądając się jemu i sobie trochę z boku. Pogrążam się w swojej kuchennej medytacji. Lubię gotować, bo gotowanie daje szybki efekt. Wkładam w to pewien wysiłek, ale po paru chwilach albo godzinach otrzymuję potrawę, która rozgrzeje żołądek i na chwilę chociaż uszczęśliwi nie tylko mnie, ale i tego, z kim jem.
Lubię obierać warzywa - z tego samego powodu. W kilka minut są czyste i gotowe, by stać się częścią jakiegoś dania. Lubię zapach warzyw na swoich dłoniach, nie przeszkadza mi, że jeszcze po kilku godzinach pachną selerem albo cebulą i czosnkiem.
Teraz gotuję rosół. Dodałam przyprawy: dwa ziarenka ziela angielskiego, kilka pieprzu, jeden laurowy listek i kilkanaście kuleczek kolendry. A teraz pozwalam, żeby czas zrobił swoje.

***
Od środka, bo nie jestem w stanie podjąć opowieści w momencie, w którym ją przerwałam.
Tak, spadł w końcu śnieg i zrobiło się lepiej. A potem dostaliśmy cudowny prezent, który jednak dany nam był tylko na chwilę. Nigdy nie przypuszczałam, że przez zaledwie kilka dni, można się tak zżyć z myślą (?), pewną wersją przyszłości (?), że gdy ona znika, wszystko wokół jest zmienione. I nie udaje się tak po prostu zapomnieć.
A potem znów spadł śnieg i przykrył wszystko grubą warstwą białego puchu.