środa, 9 listopada 2011

wszystko idzie nie tak...

Zaczęło się od tego, że dwa tygodnie temu, w poniedziałek, przed siódmą rano, jeszcze nieprzytomna, sprawdzając w telefonie co mnie tego dnia czeka, odczytałam maila zatytułowanego imieniem i nazwiskiem pewnej osoby. Najpierw przeczytałam pierwszą informację: "Z wielkim smutkiem przekazuję Wam wszystkim wiadomość..." - myślałam jeszcze, że chodzi o odejście z firmy (jakkolwiek byłoby to mało prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę różne okoliczności), ale rzut oka na maila poniżej rozwiał nadzieję. Ten dobrze znany idiom "passed away" tak bardzo nie pasował do tej osoby. Wszyscy myśleliśmy, że będzie piął się dalej po szczebelkach w naszej organizacji, bo zostało mu raptem kilka kroków, że jeszcze 2-3 lata i dojdzie tam, gdzie chciał być. Tymczasem informacja z maila w kilku słowach unieważniała wszystkie inne scenariusze. Wydawała się absurdalna. Ale na pewno była prawdziwa, choć nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
Potem w pracy przyszło jeszcze kilka innych informacji - złych w mniejszym lub większym stopniu, ale jednakowo komplikujących życie.
Potem zawiodła mnie bliska osoba. W sposób bardzo głupi, prawdopodobnie nie poświęcając temu zbyt wiele uwagi. I może dlatego zabolało jeszcze bardziej. Złość przerodziła się w rozczarowanie i smutek, które rosły i pęczniały we mnie przez tydzień. Kiedy wreszcie pękłam i wypłakałam z siebie wszystkie złe emocje, przyszło przeziębienie. Pojawiło się pół godziny po otarciu łez. Przygnębienie zawsze osłabia moją odporność; zadzwiające jest to, jak kondycja psychiczna przekłada się na fizyczną.
Poddałam się. Poszłam na L4, chociaż prawie nigdy tego nie robię. Czułam, że nie mam siły jechać kolejny dzień do pracy. Że jeśli to zrobię, to nie będę miała czego z siebie zbierać. Czułam fizyczną potrzebę pozostania w domu, pod kołdrą, z dala od ludzi. Moja szefowa przysłała mi maila, że może powinnam trochę zatroszczyć się o siebie, a wszscy wokół suszą głowę, że czas zacząć o siebie dbać.
Dwa poranki później odkryłam, że znowu się nie udało coś, o co bardzo się staramy. Pojawiły się informacje o kolejnych, uprzykrzających życie trudnościach w pracy. Falowanie trwa, ale bilans minusów w stosunku do plusów ciągnie mnie pod wodę. Zbieram siły, żeby się wynurzyć.