czwartek, 13 października 2011

Wielki błękit

Wokół mnie, pode mną i nade mną. Chyba się od tego uzależniłam. Wróciliśmy prawie tydzień temu, a ja wciąż mam objawy odstawienia. Mogłam być zmęczona i mogło mi się nie chcieć iść na żadne nurkowanie, ale kiedy zaczynałam montować sprzęt, zakładałam go i wchodziłam do wody, całe zmęczenie i zniechęcenie przechodziło.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nie podejrzewałam, że nurkowanie będzie moją bajką. Trochę się tego bałam i wydawało mi się, że jestem za słaba. A najbardziej spodobało mi się to, że trzeba być bardzo opanowanym i spokojnym, że trzeba trzeźwo oceniać sytuację, przewidywać.
Wiedziałam, że pod powierzchnią wody jest jakieś życie, ale nigdy nie myślałam, że jest go aż tyle... Bogactwo kształtów i kolorów rafy jest oszałamiające. Tylu zwierząt w takiej bliskości nie widziałam na raz chyba nigdy. Delfiny, rekiny, żółwie, mureny, skrzydlice, makrele, tuńczyki, crocodile fish, stone fish i inne ryby, których nazw nie znam i nigdy nie słyszałam. Np. małe biało-czarne, które wyglądają tak, jakby białe ciastko zanurzyć do połowy w ciemnej czekoladzie. Ryby w paski. Ryby w kolorze lodów zyg-zag. Ryby w fosforyzującą, różowo-seledynową szachownicę... Malutkie niebieskie chowające się w koralowcach. Rybki "Nemo".
Każde zejście pod wodę było tak uspokajające i dawało takiego endorfinowego kopa... Nic dziwnego, że teraz mi tego brak.