piątek, 6 stycznia 2012

flanelowa koszula

Stary rok skończył się marnie, a nowy nie zaczął lepiej. Wchodzę w niego bez żadnych postanowień. Jak zwykle. Nie wiem, czy to, że nigdy nie dałam się zwieść symbolizmowi "początku", zaczynania "od nowa", było dojrzałością czy przedwczesnym cynizmem.
Ostatnio dużo smutku, zwątpienia, rezygnacji... Nieporozumień.

****
Kilka dni temu odbierałam książki w Merlinie. Obsługiwała mnie pani we flanelowej koszuli. Ubranie miękko układało się na jej ciele. Z szyi zwisał jakiś wisiorek, ciemne włosy luźno okalały twarz i ramiona. Niespiesznie poszła na zaplecze i przyniosła moje książki. Niespiesznie - w tym, co piszę, nie ma cienia pejoratywnego zabarwienia. Uderzyło mnie to, kiedy tak stałam przy ladzie - ta zmiana. W pracy staram się wszystko wykonać dwa razy szybciej niż inni, zrobić więcej, być już dziś tam, gdzie mam się znaleźć jutro. A ta pani, po prostu poszła powoli na zaplecze, przyniosła moje książki, przyjeła płatność - wszystko to ze świadomością, że jeśli wykona te czynności o 10 sekund szybciej, to niczego to nie zmieni.
Pozazdrościłam jej tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz