Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Kilka miesięcy temu (potrafię dokładnie określić czas, kiedy to się stało) ogarnął mnie smutek. Jakbym wdepnęła na grząski teren - zapadam się coraz głębiej i nie potrafię wypłynąć.
***
Próbowałam z nim walczyć na różne sposoby. Filmy, książki, długie spacery, muzyka, zakupy... pozostawiały mnie z mniejszym lub więkkszym poczuciem pustki. W sumie najbardziej pomaga mi gotowanie. Najlepiej rzeczy, których nie przyrządzałam wcześniej: pierogi ze szpinakiem i fetą, pierogi z serem i gruszką, kluski leniwe, pad thai, karkówka w sezamie, sałatka z pieczonych buraków z orzechami, zupa krem marchewkowo-porowa, chleby, ciasto migdałowe, owoce zapiekane pod owsianą kruszonką... Gotowanie na chwilę unieważnia mój stan, pozwala złapać oddech. Mam teraz zamrażarnik pełen dań gotowych do odgrzania.
***
Potem pomyślałam, że kiedy spadnie śnieg i przykryje wszystko bielą, zrobi mi się lepiej.
Śnieg spadł. Czekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz