poniedziałek, 31 marca 2014

Walka o przetrwanie

Sobotnie popołudnie. Idziemy do knajpy coś zjeść. My, czyli teściowie, mąż, syn i ja. Jest już ciepło, w powietrzu czuć wiosnę, listki się zielenią. Sielanka. Idziemy, idziemy... Bo chociaż mieszkamy w centrum, to w promieniu 2 km panuje jakaś restauracyjno-kawiarniana pustka. Dzieć, po tym, jak przebolał, że jedzie spacerówką, a nie parasolką, zaaferowany pokazuje paluchem każdego pieska, tramwaj, auto... Co chwila wydobywa z siebie głębokie "Ooooo!"
Trudno nam osiągnąć porozumienie, co do tego, którą knajpę wybrać, ale przecież jesteśmy ludźmi kulturalnymi (ja to nawet kulturoznawstwo studiowałam...), więc kłócić się nie będziemy. Dotarliśmy do knajpy, którą wybrał teść. Wolne miejsca są, ale na ścianie na ogromnym ekranie wyświetlany jest mecz, a synuś jako dziecko wychowywane na razie bez telewizora przejawia wybitne zainteresowanie ruchomymi obrazkami. Wybór odpada. Szukamy dalej. W końcu lądujemy we włoskiej knajpce, gdzie podają najlepszą pizzę w okolicy. Teściowie na początku nastawieni są nieco sceptycznie, bo ścisk, bo pizza, ale w końcu siadamy przy stoliku, który szczęśliwie się zwolnił, a za nami już ustawia się kolejka oczekujących. A teraz krótka lista tego, co zrobił syn, w porządku mniej więcej chronologicznym:
  • przewraca wazonik, który stoi na stoliku obok i wylewa z niego wodę
  • zrzuca swojego buta
  • karmiony zupą - kremem z pomidorów - wypluwa część na stolik i wkłada w to rękaw
  • karmiony pizzą, żuje, żuje, a co jakiś czas wypluwa
  • podskakuje w krzesełku do karmienia, jakby chciał odlecieć
  • zaczepia wszystkich wokół: podchodzi do gości przy innych stolikach i uśmiecha się zaczepnie, próbuje dostać w swoje brudne rączki kask motocyklowy gościa, który siedzi obok, łapie kelnerkę za rękę i puszcza do niej oczko
  • kiedy dostaje kredki i kolorowankę, próbuje zjeść kredki (niesmaczne), więc maże po kartce (razem z nami)
  • spacerując po knajpie zauważa przy wejściu ogromne donice wysypane białymi kamyczkami, które natychmiast ładuje sobie do buzi (potem oczywiście wypluwa...)
Uff... Prztrwaliśmy. Na szczęście pizza była jak zwykle pyszna, a na deser zamówiliśmy sobie tort bezowy i pralinkowy. Biedny Franek,nie dość, że telewizji nie ogląda, to jeszcze słodyczy nie je.

*****
Wczoraj na FB w grupie matek, którą czasami podczytuję, jedna zadała pytanie: "Dziewczyny, czy są wśród Was takie, które w rodzinie 2+1 muszą przeżyć za 1500 zł miesięcznie?" No i posypały się komentarze, bardzo dużo komentarzy - 1500 miesięcznie na 3 osoby to dla niektórych wypas. Czasem to jest 1200 na 3, czasem 1600 na 5. 1000 na 2 i 500 zł kredytu do spłaty miesiąc w miesiąc.

Większość moich problemów to nawet nie problemiki, ani problemusie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz