sobota, 19 marca 2011

stressss

Moje przeziębienie skończyło dziś 10 dni i wcale nie wyglądało jak ktoś, kto się zbiera do wyjścia, postanowiłam więc iść dziś z nim do lekarza.
Pani Doktor osłuchała mnie, zajrzała do gardła i patrząc mi w oczy powiedziała:
- Musimy włączyć antybiotyk. Wypiszę pani zwolnienie na dwa dni...
- Ehm. - przerwałam. Czy to naprawdę konieczne?
- Musi pani odpocząć. Chociaż w poniedziałek proszę zostać w domu.
- Ale... W poniedziałek mam prezentację...
- No dobrze, proszę wziąć ten antybiotyk jak najszybciej, iść do domu i położyć się spać. Nie oglądać telewizji, nie czytać, nie leżeć z otwartyki oczami, tylko spać.
W pierwszej chwili poczułam się tak, jakby pani doktor poradziła mi szukanie kwiatu paproci podczas pełni księżyca. Wydało mi się to równie absurdalne i, bo ja wiem - nierzeczwiste... Nic nie robić??? Spać w ciągu dnia??? Kiedy mi wieczorem szkoda czasu na sen. Widząc moją zdziwioną minę zapytała:
- Ma pani problemy z zasypianiem?
- Czasami. Ostatnio...
- No, tak. Żyje pani w stresie, ma pani za dużo adrenaliny we krwi. Bez snu nie wytworzy pani odpowiedniej ilości przeciwciał i całe działanie antybiotyku pójdzie na marne. Będzie się tak pani leczyć przez trzy tygodnie. Proszę zamiast herbaty i kawy pić melisę i spać. Zachorowała pani dzień przed urlopem, organizm nie wytrzymał. Proszę wypoczywać. Po powrocie do domu w poniedziałek - natychmiast do łóżka.
Po wyjściu z gabinetu grzecznie podreptałam do apteki. Wracając do domu obmyślałam, jak to będzie wyglądać, próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Ok, może wszystko działo się trochę szybko ostatnio. Dziś rano obudził mnie Przemek za piętnaście ósma, a pierwszą myślą, jaka pojawiła mi się w głowie było: trzeba wstawać, iść do pracy. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że to weekend, ale nie mogłam już zasnąć. W głowie układałam już listę zadań do wykonania i przemyślenia. Nawet jeśli byłam zbyt zmęczona, żeby od razu wstać.
W domu przebrałam się w pidżamę i wróciłam do łóżka. Stwierdziłam, że nawet jeśli Pani Doktor zabroniła czytać kryminałów, to jednak doczytam do końca "Ostatnie tchnienie", bo bardziej zestresuje mnie jeśli nie będę znała zakończenia. Wcześniej obrałam warzywa do rosołu i zaparzyłam melisę.
Potem próbowałam zasnąć. Ale gdy tylko spadał na mnie ten błogi stan tuż przed zaśnięciem, gdy uświadamiałam sobie - zasypiam... natychmiast się wybudzałam. Po pół godzinie nierównej walki stwierdziłam, że jestem głodna i czas wziąć probiotyk. Przemek przyniósł mi go do łóżka. Moje narzekania, że zjadła bym już ten rosół nie zrobiły na nim większego wrażenia. W jego opinii rosół trzeba gotować cały dzień... Zamiast tego zapytał, czy nie chciałabym nauczyć się grać w szachy i po chwili wrócił z drewnianym pudełkiem, które należało jeszcze do mojego Taty. Po jednej partii udało mi się go wreszcie przekonać, że muszę jeść, żeby wyzdrowieć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz