sobota, 9 stycznia 2010

samotne wieczory

Przygotowanie do sezonu narciarskiego. Kupujemy dla mnie gogle i kask. I kalesony. Potem robimy jeszcze zakupy do domu – poświąteczne zapasy są na wyczerpaniu. Gdy wychodzimy ze sklepu jest już prawie wieczór, a tak naprawdę nasz dzień dopiero się zaczął. Ostatnio w wolne dni odsypiam do bólu (dosłownie – do bólu głowy). I nie mogę odmówić sobie przyjemności powrotu do łóżka ze świeżo zaparzoną kawą. Układam poduszki po plecami, biorę książkę albo gazetę i tak zastaje mnie południe…
Nasze zakupy to między innymi kilogram łososia i 7 butelek wina. Dzwonię więc do kilku przyjaciół z propozycją, aby dołączyli do nas na obiad, ale jedni pojechali do domku na wieś, drudzy nie odbierają telefonu, trzeci właśnie jedzą… Gdy byłam nastolatką, taki scenariusz byłby dla mnie koszmarem – mam wolny wieczór, ale nikt nie chce go ze mną spędzić. Czułabym pustkę, czułabym, że coś przelatuje mi koło nosa. Teraz lubię być sama, ale mimo to gdzieś z tyłu głowy tkwi myśl, żeby jednak z kimś się spotkać, nie zamykać się w swoich czterech ścianach. Bo ten czas, który spędzam sama ze sobą (albo z P.) jakoś przecieka mi przez palce.
Po obiedzie położyłam się do łóżka z lampką wina i książką. Idealny wieczór. Kilka telefonów. „Byłaś na wyprzedażach?” pyta Karolina. Nie, nie byłam. Nie potrafię ostatnio robić zakupów. Denerwują mnie. Po dwóch godzinach jestem już tak zmęczona i zła, że marzę o powrocie do domu. Albo o dłuższym przystanku w kawiarni z dobrą kawą.

Jutro za to idziemy do Współczesnego zapolować na wejściówki - "Sztuka bez tytułu". Mniam...






A to fotograficzna relacja z tego co za oknem i w drugim pokoju...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz