Kiedyś było tak, że muzyka, przedmioty, jakieś widoki i różne inne rzeczy wywoływały we mnie słowa. A właściwie najpierw wrażenia, które musiałam – miałam nieodpartą potrzebę – zamieniania na słowa. A teraz to wszystko muszę sama wywoływać z głowy. Nie czuję prawie nic.
Może tak właśnie pożegnałam egzaltację.
A może przyjmuję codziennie tyle bodźców, że gdybym miała na wszystko reagować, byłabym jednym wielkim nabrzmiałym neuronem. I najpierw muszę to sobie w głowie poukładać, a dopiero potem powiedzieć, zapisać. Mam nałożony auto-filtr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz