środa, 15 grudnia 2010

kompensata

Miałam wczoraj coś zrobić. Nie udało się. Śnieg zaskoczył drogowców, pokrzyżował plany tramwajarzom, taksówkarzom i mnie.
Zawsze, kiedy nie uda mi się zrobić czegoś, na czym mi zależy, a okoliczności są niezależne ode mnie, uruchamia mi się mechanizm kompensacyjny. Wczoraj wymyśliłam sobie ciasto drożdżowe z cynamonowym nadzieniem. Poza tym, zziębnięta na mrozie musiałam natychmiast po powrocie napić się grzanego wina. Za każdym razem chcę sobie udowodnić, że niczego nie straciłam. Wyciągnęłam więc z kredensu grzańca, a ze spiżarki mąkę i drożdże.
Im bardziej to, co nam uciekło, jest nieokreślone, tym większy żal. I tym większa strata. Co z tego, że potencjalna? Dołożyłam do ciasta i wina pocieszającą myśl, że gdybym tam poszła, na pewno przytrafiłoby mi się coś złego. Na pewno wydarzyłoby sie coś, co wywołałoby w mojej głowie zamęt i pomieszanie.
Sztuczki umysłu.
A ciasto wyszło pyszne. Zdjęcie zrobiłam dziś rano. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz