niedziela, 5 grudnia 2010

bolą mnie ręce od kręcenia fajerką...

czyli byliśmy wczoraj (firma) na kursie bezpiecznej jazdy. Pogoda taka, że do ostatniej chwili nie miałam pewności, że szkolenie się odbędzie. Gdyby sypało, a pługi nie zdążyły odśnieżyć, nie byłoby szans na jakąkolwiek jazdę. Na olbrzymim terenie lotniska leżało kilkadziesiąt centrymetrów śniegu, a wiatr tworzył ogromne zaspy. Ale udało się. Jednym z elementów takiego kursu jest jazda po płycie poślizgowej, ale wczoraj cały teren był jak olbrzymia płyta poślizgowa. Instruktor, który jeździł ze mną i koleżanką, co chwila zaciągał nam hamulec ręczny, więc trochę swoimi łapkami musiałam się namachać. Pomimo mrozu, po pierwszych 15 minutach ściągnęłam kurtkę... Wróciłam do domu wieczorem i bardzo się cieszyłam, że już jestem w domu. Z Przemkiem.
A poza tym - wczoraj były imieniny Mamy, a ja zapomniałam. Chociaż jeszcze dwa dni temu rozmawiałyśmy o tym i próbowałam ją wyczuć, co chciałaby na prezent. Kicha, prawda? Straszna. Dzwoniłam parę razy, ale Mama nie chciała ze mną rozmawiać. Jest mocno obrażona. Przemek twierdzi, że przesadza, bo przecież ją przeprosiłam, powiedziałam, że mi przykro. Moja Mama chyba lubi się na mnie czasem obrazić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz