piątek, 7 sierpnia 2009

do łóżka z laptopem

Dziś poszłam do łóżka z laptopem. Chyba jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Powoli tracę umiar: 9 godzin lub więcej w pracy, a potem w domu. Oczy pieką mnie już od samego rana.
P. wyjechał na rejs z klientami, wróci dopiero w środę. Przede mną weekend w Warszawie. Hurra. Może to nienormalne, aby się cieszyć z tego, że letnie wolne dni będę spędzać w domu, ale ja już zatęskniłam za spokojnym sobotnim przedpołudniem. I trochę się cieszę, że pobędę sama. Niedobrze? Nieładnie...? Do południa będę chodzić w pidżamie, nie mogąc się zdecydować co zjeść na śniadanie i jak to zrobić, żeby potem było jak najmniej sprzątania. Będę marzyć o kawie, którą mogłabym zabrać do łóżka, ale będę dzielna i powstrzymam się. Będę się przyglądać temu, jak czas przecieka mi przez palce i o, matko, już czternasta. Potem zdecyduję się wreszcie zafarbować odrosty. Potem popadnę w panikę, bo przecież mam tyle w ten weekend do zrobienia: maile, raporty, prezentacja… A chciałabym jeszcze spędzić kilka godzin w księgarni , kupić sobie kostium kąpielowy, zrobić paznokcie. No i zastanowię się wreszcie, czy tęsknię za P. i za jego marudzeniem.
Wszyscy bardziej niż ja zdają się bardziej przejmować tym, że zostaję na 5 dni sama. Dziś rano zadzwonił nie-teść i zaproponował, żebym przyjechała do Katowic (w myśl zasady: ufaj i kontroluj – F. Dzierżyński…). P. pakujac się zapytał, czy będzie mi smutno. "Chyba nie bardzo". "Jak to? Przecież mi będzie smutno, że wyjeżdżam od Ciebie…"
No, tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz