Sobotni poranek. Śpię. Obracam się na łóżku i trącam jego nogę. Pierwszy przebłysk świadomości. Jest. Śpi.
Słońce zaczyna przedzierać się przez grube zasłony.
Bezpieczeństwo.
Pierwszy dzień urlopu.
Przez chwilę jestem najszczęśliwszą osobą w Warszawie. A przynajmniej w naszej kamienicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz